Jestem wielką fanką uniwersum Diuny - zarówno pierwsza jak i druga część są niesamowite, po prostu kino z najwyższej półki.
Jeśli miałabym wskazać najmocniejszy punkt II części, to byłaby to kreacja jaką stworzył Austin Butler (Feyd-Rautha Harkonnen). Był magnetyzujący i w pełni pochłonięty rolą, którą grał. To samo zrobił z kreacją Elvisa (która nota bene jest zupełnie inna) i śmiem twierdzić, że Butler jest kameleonem i autentycznym brylantem młodego pokolenia. Pojawiały się zresztą głosy, że Butler tak genialnie wcielił się w Presleya, że łatka muzycznej legendy przylgnie do niego na dobre. Tak się absolutnie nie stało, bo w Diunie po prostu pozamiatał, nie biorąc jeńców.
Co ciekawe, zaczynał raczej kiepsko. Wcześniej pojawiał się w tak miałkich projektach jak Boska przygoda Sharpay czy Kroniki Shannary, nie było podstaw żeby twierdzić, że oto na ekranie podziwiamy prawdziwy talent. Jego aktorski rozwój w połączeniu z dobrymi rolami, które udaje mu się wywalczyć - majstersztyk. To przeobrażenie z poczwarki w motyla zasługuje na owacje na stojąco i powinno być opisane w podręcznikach :)
Jestem bardzo ciekawa, co jeszcze nam pokaże - z pewnością będę śledzić jego poczynania!