Piękne stroje, wspaniała scenografia, muzyka kojąca-miła dla ucha lecz film zawiódł mnie grą aktorską. Scarlett Johanson okrzyknięta muzą Woody'ego Allen'a była w tym filmie nudna, z tą samą miną w zaparte odgrywała każda scenę: strach, zakłopotanie, radość-ukazane poprzez wytrzeszczanie oczu i rozchylone usta. Colin Firth, którego bardzo lubię również zawiódł, mam dokładnie ten sam zarzut: z uporem maniaka ciągle ta sama mina. Najbardziej wyrazista postać to chyba matka. Chociaż żona miała kilka swoich dobrych momentów-świetna gra ciałem i przekaz uczuć. Spodziewałam się czegoś dużo, dużo lepszego. Spotkało mnie rozczarowanie.
Louis de Funes miał bujną mimikę i styl gry aktorskiej, ale chyba nie o to chodzi w takich filmach jak ten
Chyba w każdym filmie chodzi o to, żeby gra aktorska nas zachwyciła.
A'propos Louis de Funes to bardzo często aktorzy kojarzący nam się głównie z rolami komediowymi są wspaniałymi aktorami dramatycznymi (np. Jerzy Stuhr), więc myślę że mógłby się sprawdzić w tym filmie, gdyby dożył.