PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=36638}

Dziewczyna z perłą

Girl With a Pearl Earring
7,1 87 560
ocen
7,1 10 1 87560
7,4 14
ocen krytyków
Dziewczyna z perłą
powrót do forum filmu Dziewczyna z perłą

W swojej recenzji p. Ewelina Nasiadko chwaląc grę aktorów zrobiła to z jednym zastrzeżeniem – zwracając naszą uwagę na „zbolałą minę udręczonego swą egzystencją artysty, co staje się z czasem irytujące”. Czy rzeczywiście?

Scarlett Johansson w roli Griet była rzeczywiście wspaniała – pod każdym względem. Brak mi słów, żeby właściwie wyrazić mój zachwyt dla niej. W każdym zestawieniu osobowym wypadała idealnie.

Czy można jednak cokolwiek zarzucić grze Firtha? Moim zdaniem nie.

O życiu prywatnym mistrza z Delft nie wiele wiadomo poza tym, że był finansowo zależny od teściowej, miał jedenaścioro dzieci, a żonę swoją poślubił najprawdopodobniej nie z uwagi na pozycję społeczną lecz z miłości. Wiadomo również, że zmarł młodo (w wieku lat 43) popadłszy w chorobę ze zwykłej zgryzoty. Film przedstawia wyraźnie ciężkie okoliczności powstawania jego obrazów. Ja sama nie interpretuję jego miny jako zbolałej, ale jeśli nawet takie wrażenie może budzić, to istniały też podstawy permanentnego zasępienia oblicza artysty.

Żona jego relacjonuje: „Podczas rujnującej wojny z Francją nie tylko, że nie mógł sprzedać żadnego ze swoich obrazów, ale w dodatku, ku jego wielkiemu zmartwieniu, upadł całkowicie handel dziełami innych mistrzów. Nie miał żadnych dochodów, a przecież utrzymanie dzieci było wielkim ciężarem; tak się więc tym wszystkim przejął, że popadł w straszną rozpacz i w fatalnej gorączce, w przeciągu dnia czy półtora, przestąpił od zdrowia do śmierci.”

Wprawdzie te wydarzenia nastąpiły 7 lat po powstaniu obrazu Dziewczyna w Turbanie, aka: Dziewczyna z Perłą, niemniej artysta całe życie borykał się z brakiem dostatecznego zabezpieczenia finansowego i to jego utrapienie musiało siłą rzeczy odbijać się na zatroskanym obliczu człowieka wybitnie wrażliwego i niezakłamanego.

I jeśli Firthowi udało się tę wewnętrzną boleść wyrazić, to tylko chwała mu za to. Dla mnie jednak filmowy Vermeer nie jest ani posępny, ani zbolały – jest w nim potężny wewnętrzny ruch na zewnątrz wyrażany minimalnie, ale wystarczająco wyraziście. Wrażliwe oko na pewno to dostrzeże i doceni.

Zafascynowany innością Griet dostrzega jej wrażliwość i potencjał.
Prowadzi ją i siłą rzeczy władczo i zarazem z niezwykłym wyczuciem. W swych decyzjach jest bezstronny. W żadnej sytuacji nie traci godności. Jest w nim szlachetny smutek i jak powiedziała w komentarzach do innego obrazu Cherry: bolesne piękno. Powstaje w jego sercu i zadra, kiedy jest zmuszony frymarczyć Griet. Takich powodów do zmartwień mistrz ma zapewne wiele. Ale zbolały nie jest. Dostrzega piękno i je wydobywa. Obcuje z nim już choćby poprzez obcowanie i igranie z samym kolorem, który tak odmienia oblicze Griet. Jej rozjaśniona twarz, kiedy aptekarz odsypuje porcjami ciemnoniebieski proszek... W takim też kolorze będzie turban wybrany przez dziewczynę do pozowania artyście.

ocenił(a) film na 9
Klitajmestra

Na mnie Colin Firth również zrobił duże wrażenie wcielając się w postać Vermeera z prawdziwą naturalnością i pasją malarza. W jego oczach można było odgadnąć całą gamę uczuć, a na twarzy rysowało się skupienie w momencie tworzenia obrazu i zaskoczenie gdy odkrywa pokrewieństwo dusz łączące go z Griet.

Natomiast Scarlett Johansson w niezwykły sposób zespoliła się z Griet, tworząc z Colinem Firthem skrzący się przyciąganiem i rozumiejący się niemal bez słów duet Mistrza i jego Muzy. Griet była jego natchnieniem, Moną Lizą, rozumiejącą sztukę, jak nikt inny potrafiącą rozcierać barwniki by uzyskać idealny kolor i rozświetlić obraz mistrza samą swoją postacią Dziewczyną z Perłą.

Powab, niewinność, delikatność, ból, smutek i tęsknota zespoliły się w jedno w kulminacyjnym momencie nakładania kolczyka, który urasta do rangi symbolu łączącej Vermeera i pozującej mu Griet niezwykłej więzi. Wymowne są zwłaszcza jego słowa: Namaluję Cię tak, jak zobaczyłem Cię po raz pierwszy. Nie jak służącą. Ciebie. Co ciekawe żona malarza po ujrzeniu obrazu po raz pierwszy nazywa go ‘obscenicznym’. Jednak dla mnie jest w nim zawarta przede wszystkim jakaś niewątpliwa tajemniczość i delikatne piękno. Rozchylone usta dziewczyny w połączeniu z jej pięknymi acz smutnymi oczami nadają mu dyskretnego uroku i czaru, któremu nie można w żaden sposób się oprzeć.

W powieści Tracy Chevalier przyjaciel Vermeera zwraca się do Griet następującymi słowami, których ostatnią część wypowiada w filmie Pieter: Kobiety na jego obrazach są....jakby w pułapce jego świata. Musisz uważać, by się w nim nie zagubić. Dla mnie Griet po prostu przeobraża się w dziewczynę z obrazu, w momencie jego tworzenia odkrywając przed Vermeerem swoją duszę. W zamian mogąc otrzymać zarazem tak dużo i tak niewiele – skradzione godziny pozowania oraz odkrycie tajników camery obscury i prawdziwą barwę chmur.

To co najmocniej urzeka w filmie to niewątpliwie same postaci mistrza i jego Dziewczyny w Turbanie oraz jak to świetnie ujęłaś ‘szlachetny smutek’ i wspomniane już przy okazji ‘Słonia’ ‘bolesne piękno’, które w filmie Webbera odczuwa się ze zdwojoną siłą.

Patrząc na twarz z portretu Vermeera można wysnuć niezliczoną ilość różnych historii, ta obecna na kartach powieści, a następnie przeniesiona na ekran została opowiedziana w taki sposób, że mimowolnie w nią wierzymy, nawet jeśli się nie zdarzyła...

cherry

W filmie było to przetłumaczone bodaj na „nieprzyzwoity”. Miała to nieszczęście filmowa Catherina, że w odróżnieniu od Griet tchnęło od niej sztucznością i już zepsuciem świata. Porwała się na ten „nieprzyzwoity” obraz, ale nie musiało to mieć bezpośredniego związku z modelką. Tak się może wydawać, ale chyba wcale tak nie jest. Catherina – podobnie jak i pozostali domownicy – cierpią ze względu na uzależnienie od mecenasa. Nie do zniesienia wydaje się być uprawianie twórczości pod konkretne zamówienie. Ta nieznośna konieczność podporządkowania się pozostawia swoje piętno na każdym z bohaterów. Obraz Dziewczyny w Turbanie niepokoi, przyzywa i być może w tym sensie można go określić i tak, jak go określiła Catherina.

Griet odbiera prawdziwą szkołę w domu Vermeera. Styka się z przedmiotami i sytuacjami do tej pory dla niej obcymi, również zachwycającymi, ma okazję nie tylko pomagać malarzowi ale i współtworzyć wraz z nim – ileż zaangażowania od niej i odwagi wymaga przesunięcie krzesła w celu uwolnienia postaci z obrazu.

Opowiedziana historia o malarzu i jego modelce-służącej jest rzeczywiście bardzo wiarygodna. Opowiedziana bardzo troskliwie. Przedstawia malarza jako niezwykle prawego człowieka spętanego jednakże w sieci uzależnień finansowych. Mianem obscenicznego można w niej określić jedynie van Ruijvena, który bezwstydnie wykorzystuje swoją przewagę finansową.

ocenił(a) film na 9
Klitajmestra

Mnie natomiast wydaje się, że słowo którym Catherina określiła obraz to właśnie ‘obsceniczny’. Myślę, że nazwała go właśnie w ten sposób bo ogarniał ją niepokój i czuła się nieswojo patrząc na dziewczynę z portretu, która odsłania przed malarzem swoją ‘nagą duszę’. Być może była również zazdrosna o Griet i jej artystyczną więź z Veremeerem, której sama nie mogła dzielić.

Natomiast Griet będąc w domu malarza i jednocześnie obcując z prawdziwą sztuką, dojrzewa mogąc w pełni rozwinąć artystyczną stronę swojej osobowości, stając się dla niego prawdziwą pomocą zarówno przy mieszaniu barwników, asystując przy powstawaniu obrazu i będąc uważnym obserwatorem niemal mimowolnie dokonując w nim poprawy, by ostatecznie sama stać się częścią jednego z dzieł mistrza.

Van Ruijven rzeczywiście jawi się w filmie jako obsceniczny i niepoprawny impresario upatrujący w Griet kolejnej zdobyczy, chociaż jednocześnie nie mogę odmówić wcielającemu się w jego postać Tomowi Wilkinsonowi ironii i odrobiny komizmu.

To, że opowiedziana na ekranie historia powstania jednego z najbardziej tajemniczych obrazów ma w sobie tak wiele cech prawdopodobieństwa jest bowiem dużą zasługą aktorów, którzy uwiarygodnili odgrywane przez siebie postaci, nadając im silne, zdecydowane i zapadające w pamięć intensywne rysy.

cherry

Och, spojrzała na ten obraz przez moment tylko. Może wydał jej się obsceniczny, czy też bezwstydny choćby i dlatego, że sługa nosi na nim jej perły.
A słudze nie wolno nawet było odezwać się niezapytaną a co dopiero sięgać po biżuterię pani.
Była zresztą już wzburzona zanim przekroczyła próg pracowni. Jej dramat rozegrał się już wcześniej. Teraz wtargnęła jedynie obejrzeć konsekwencje tego sprzeniewierzenia nie tylko ze strony męża, ale i matki jak dotąd ją hołubiącej. Czuła się zdradzona również przez swoją rodzicielkę skąpiącą na lekarstwo dla niemowlęcia a opłacającą (chyba się nie mylę?) pozowanie sługi.

ocenił(a) film na 9
Klitajmestra

Najprawdopodobniej to suma wszystkich wymienionych wcześniej czynników musiała całkowicie wyprowadzić Catherinę z równowagi, spotęgowana jeszcze widokiem własnych pereł w wizerunku służącej.

Rzeczywiście musiała wówczas odczuwać ogromny zawód przede wszystkim wobec męża, który w tajemnicy malował służącą oraz matki, która bez jej wiedzy wyciągnęła pamiętne kolczyki, tak pięknie uwiecznione później na obrazie. Taka wersja została oczywiście ukazana w filmie, co absolutnie nie powstrzymuje mnie od wyobrażania sobie jak musiało być naprawdę, co jednak już na zawsze pozostanie tajemnicą....

cherry

W kwestii wpływania na dokonywanie zmian w odtwarzanym na płótnie obrazie chciałam jeszcze dodać, że mimo iż film - poprzez swoją malowniczość w ogóle - wydaje mi się być piękniejszym, subtelniejszym od książki tworem, to jednak wybór zmiany wprowadzonej przez książkową Griet wydaje mi się być znacznie - jakby to ująć? - otóż nie znajduję trafnego określenia - no właśnie bardziej malownicze może jest zadarcie niebieskiej zasłony na stole, na którym żona Ruijvena pisze list, niż odsunięcie krzesła w obrazie Kobiety z Dzbanem. Jeśli chodzi o moje osobiste preferencje żałuję że ani w książce ani w filmie nie został omówiony obraz "W pracowni artysty czyli Alegoria Malarstwa", który lubię bodaj najbardziej, jak i "Dama w Czerwonym Kapeluszu" - ale ten akurat to być może już temat na osobny kipiący erotyzmem film.

ocenił(a) film na 9
Klitajmestra

Ja również na początku miałam wątpliwości co do gry Colina Firtha, dlatego iż przyzwyczaił mnie trochę do innych postaci - trochę gburowatych, czasami wrednych i nieprzyjemnych. Poza tym również artyści kojarzą się wszystkim z osobami raczej wybuchowymi, nieopanowanymi, tajemniczymi, intrygującymi... dlatego trudno sobie wyobrazić, że jeden z nich mógłby wieść raczej spokojne, przeciętne życie. Nie czytałam książki więc nie wiem jak Vermeera przedstawiła jej autorka, ponadto gdyby reżyser widziałby tę postać inaczej wówczas oglądalibyśmy inną grę Firtha czy innego aktora. Zresztą i tak widać, że Vermeer Firtha to piękny człowiek, którego twarz wyraża wszystkie uczucia jego duszy zupełnie szczerze...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones