Nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że "Dziewczyna.." to film tylko do podziwiania. Sceny Firtha z Johansson są wypełnione napięciem i emocjami, mistrzowsko wyrażonymi przez gesty, spojrzenia i oszczędnie wypowiadane słowa. Obejrzałem ten film kilka dni temu i cały czas o nim myślę (po prostu nie daje mi spokoju). Wspaniały, cudowny, piękny to i tak za mało. Po prostu trzeba go zobaczyć! I Scarlett jest taka boska - wystarczy że pojawia się na ekranie (ja bym dał Oscara - ale w stosunku do tej kobiety nie jestem chyba za bardzo obiektywny :)). Firth też zagrał świetnie. Właściwie trudno mi jest sobie wyobrazić innych aktorów w tych rolach. Tylko gdy pojawiły się końcowe napisy prócz uczucia zachwytu ogarnęło mnie także "duszące" poczucie niespłnienia... ale innego końca być po prostu niemogło.
Johansson gra w scenach z mistrzem jakby na całkowitym wdechu będąc i sparaliżowana i gotowa oddać mu swoją cielesną powłokę do wyłącznego rozporządzania.
Tak się nie staje – jednak film pozostawia tę kwestię otwartą – tak że nie powinieneś się chyba zbytnio troskać – widzę, że Cię dręczy to nieskonsumowanie związku – ale możesz sobie cudownie je dośpiewać poza ekranem. Tym bardziej, że TAKIE zakończenie równie dobrze może stanowić sytuację wyjściową...